Dziś będzie o innej Warszawie. O tej, w której nie ma wieżowców, nie ma korków i nie trąbią samochody. Jest za to cisza i spokój, a dookoła rozciągają się piękne pełne pysznych smakołyków pola.
Zielona Białołęka ma powierzchnię 73 km kwadratowych to 15% powierzchni Warszawy. Jest jednym z niewielu miejsc w tym mieście gdzie prócz bloków i apartamentowców są domy jednorodzinne oddzielone od siebie polami. Można poczuć się tam jak za starych dobrych czasów u babci na wsi. Pobiegać po polu i po błocie. Poczuć zapach lasu, wejść do niego, rozpalić ognisko i zjeść kiełbaskę.
Wielokrotnie pisałam Wam o tym, że od wczesnej wiosny, gdy tylko Gospodarstwo Państwa Majlertów otwiera swój sklepik jeździmy tam po warzywa. Na koniec sezonu Gospodarz wraz z całą rodziną organizuje Dzień Szabrownika. To taki dzień, w którym każdy sam chodzi po polu i zbiera co tylko chce. W tym roku i my w nim braliśmy udział. W końcu nasz syn na tyle urósł, że był w stanie sam dreptać po polu. Wózek zabraliśmy asekuracyjnie, ale i tak w nim nie usiadł – za dużo było innych ciekawszych atrakcji. Nie udało się nam natomiast wziąć udziału w spacerze z Gospodarzem bo nasz syn miał wtedy drzemkę, ale to będzie kolejny powód by w następnym roku znów wziąć udział w Dniu Szabrownika 🙂
Szabrowaliśmy niewiele, choć do domu przywiozłam kosz pełen jarmużu i brokuła gałązkowego. Bardziej nam zależało na tym by nasze dziecko wybiegało się po polu i błocie. Na koniec naszego polnego spaceru dotarliśmy do miejsca, w którym było ognisko z grillem i mnóstwo przyniesionych przez innych Szabrowników smakołyków. Sama na tę okazję upiekłam ciasteczka z dyni Sampson (przepis wkrótce). Upiekliśmy sobie po kawałku kiełbaski, ogrzaliśmy się przy ognisku i poszliśmy do „leśnego stolika” gdzie dzieci przygotowywały różne stworki z warzyw rosnących na pobliskich polach.
Na koniec dodam tylko tyle. Cóż… Żal było wracać. Młody był zachwycony miejscem, my zresztą też. To był w stu procentach pożytecznie wykorzystany czas 🙂 Teraz pozostaje nam czekać do następnego roku na kolejny dzień szabrowania, ale wcześniej będą pierwsze szparagi i sklepik zacznie od nowa tętnić życiem. Już czekamy 🙂
Świetne miejsce, świetna inicjatywa 🙂 Tylko ten czysto jesienny klimat trochę mnie przytłacza, mam wrażenie, że nie zdążyłam „złapać” w tym roku słońca 🙁
Jakie cudowne miejsce i jaki cudowny pomysł na Dzień Szabrownika. Nie każdy rolnik byłby w stanie wpuścić ludzi i powiedzieć im, że mogą sobie teraz pozbierać z pola co chcą. Piękna postawa, niemodna w tych czasach. I taki fajny jesienny klimat dzięki temu wydarzeniu czuć na zdjęciach 🙂
To wyjątkowi ludzie. Prócz dnia szabrownika organizują latem obiady na polu.