Kulinarną przygodę w Pradze rozpoczęliśmy w małej budce na Nowym Mieście gdzie sprzedawane są Trdelniki.
Trdelnik to słodkie ciasto, które pochodzi ze Słowacji. Ciasto jednak na stałe zagościło w Czeskiej kuchni. Można go kupić właściwie na każdej uliczce Starego i Nowego Miasta. Ciasto przygotowuje się z mąki, mleka, drożdży, jaj i cukru. Zagniata się je, a potem wałkuje i kroi na długie paski, które owija się wokół kija i grilluje. Gdy się opieką posypuje się je obficie cukrem z cynamonem. Oczywiście ciastko przez wiele lat ewoluowało i obecnie podaje się je na kilka sposobów:
- tradycyjnie z posypką cukrowo-cynamonową,
- wypełnione nutellą,
- wypełnione bitą śmietaną,
- wypełnione owocami lub lodami.
Mnie najlepiej smakowała wersja z nutellą.
Pierwszego wieczoru jak na prawdziwych Polaków odwiedzających Pragę przystało, na kolację udaliśmy się do włoskiej restauracji „Little Italia” 😉 Właściwie decyzję o tym gdzie będziemy jeść podjęło nasz dziecko, bo jego dziecięcy brzuszek zapragnął spaghetti 🙂 Little Italia prowadzona jest przez najprawdziwszego Włocha, który witał nas przed drzwiami i zapraszał w swoje progi. W środku słychać było świergot melodyjnego języka, nazwy potraw przez kelnera wymawianie były z prawdziwym włoskim akcentem. No co mam Wam powiedzieć, uwielbiam Włochy więc cała ta otoczka bardzo mi odpowiadała. Dawid zamówił spaghetti, a my pizzę. Jedzenie było wyśmienite. Rozgrzaliśmy się, bo tego dnia wieczór nie należał do ciepłych, napełniliśmy brzuszki i ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu.
Śniadania każdego dnia zjadaliśmy w hotelowej restauracji. Dawid raczył się kakaem i tostami z drżemem, a my typowo tradycyjnym europejskim jedzeniem. Wybór jedzenia był ogromny, a my oczami chcieliśmy codziennie wszystkiego spróbować. Obiad każdego dnia jedliśmy w innej restauracji lub zajadaliśmy się ulicznym jedzeniem.
W Pradze na każdym prawie rogu stoją budki, które serwują kiełbasę w bułce i ser zapiekany. Street food króluje na każdym rogu. My pierwszego dnia jedliśmy „budkowe jedzenie” na wzgórzu Petrin przy wieży widokowej. Cóż, mnie takie jedzenie nie zachwyciło, co nie znaczy, że Wam by nie smakowało 😉
Drugiego dnia odwiedziliśmy polecaną na jednym z blogów restaurację Pivnice u Pivrnce na ul. Maiselowej 3. Restauracja bardziej przypomina pub. Wystrój… inny niż wszędzie, śmieszne malowidła na ścianach i co najfajniejsze – można malować, bazgrać i pisać po nich, co szczególnie spodobało się Dawidowi. Jedzenie pyszne i jak na Pragę niedrogie, ceny w menu zaczynają się od 140 koron. To tam spróbowaliśmy tradycyjnych knedlików z gulaszem mięsnym. Niebo w gębie 😉
Ostatniego dnia naszych wojaży odwiedziliśmy restaurację, którą polecił nam praski kolega męża – Vytopna Railway Restaurant. Mieści się ona pod adresem Palác Fénix, Václavské nám. 802/56. Przed wejściem jest witryna z makietą pociągu. To tam trzeba wejść do przedsionka, a potem schodami do góry prosto do restauracji gdzie pociągi do każdego stolika przywożą napoje 😉 Tak, tak – nie przesłyszeliście się 😉 Nasze dziecko (miłośnik pociągów) było zauroczone tym miejscem. Nam też bardzo się podobało, zachwycaliśmy się wystrojem i tym jak wszystko jest skonstruowane. Pociągi jeździły wkoło nas, dowoziły w wagonach co rusz do innego stolika napoje, a my znów zatopiliśmy się we włoskiej kuchni 😉 W restauracji spędziliśmy ponad godzinę, gdy wychodziliśmy po 14tej na schodach stała długa kolejka oczekujących na wolny stolik. Widać, że jest to miejsce bardzo oblegane. Przyciąga nie tylko niebanalny pomysł na wystrój i pociągi, ale też pyszne jedzenie w przystępnej cenie.
Wbrew utartemu stereotypowi, który mówi o tym, że w Czechach je się tłusto i kalorycznie my znaleźliśmy miejsca gdzie jedliśmy zdrowo i lekko. I te miejsca szczerze Wam polecam.